Mężczyzna wczerwono-czarnym płaszczu siedział na rynku, trzymając w dłoni karty. Na głowę zarzucony miał kaptur, a więc jego twarz bezpiecznie pozostawała w cieniu.
Przekładał je kilkakrotnie jedną na drugą w różne strony i kierunki. Kiedy skończył, dotknął kartę na której z poczatku nic nie było, lecz zaraz zaczął pojawiać się mały, czarny znak wypalony na karcie - "Życie".
Przez jego myśl przeszedł jakiś prąd. - Żyje! - mruknął pod nosem, machając ręką nad talią, która zaraz spłonęła jaskrawym ogniem. - "Muszę go odnaleźć i to jak najszybciej" - pomyślał mężczyzna, spoglądając na swoje dłonie i teatralnym gestem strzepując z nich popiół.
Offline
"Piękny mamy dziś wieczór czyż nie?" Zapytał przechodzacy obok mężczyzna z dużym parasolem od spodu wysadzanym błyszczacymi gwiazdami i księżycem..:"Takie gwieździste dziś niebo..Co porabiasz chłopcze? Nie masz swojego kawałka nieba tak jak ja..."
Offline
- Szesnaście lat temu... Teraz przyszedł czas, by go odszukać i wypełnić wolę jego umierającej matki... - powiedział chłopak, zdejmując kaptur, spod którego falą wylały się pukle czerwonych włosów. - Pan wybaczy, muszę już iść. - odparł, wstając z murku. - Proszę się zaopiekować mieszkańcami tego miasta. Są dla mnie bardzo ważni. - Mówiąc to, odszedł...
Offline